her stories | Wywiad z artystką Julią Mirny
W ramach naszego cyklu her stories do współpracy zaprosiliśmy znaną ilustratorkę i graficzkę Julię Mirny. Julia stworzyła dla nas wyjątkowe grafiki pt. "baletnica" i "dupka", które zostały wyhaftowane na limitowanej edycji t-shirtów.
Zapraszamy Was do przeczytania naszego krótkiego wywiadu z artystką.
Jako, że nazwa naszego cyklu to her stories chciałabym Cię prosić o
opowiedzenie krótko jaka jest Twoja historia - jak to się stało, że zostałaś
ilustratorką?
J.M.: Od dziecka lubiłam rysować i liczyć, więc mama zakodowała mi, że będę
architektką. I tak na rok przed maturą zainspirował mnie ktoś po grafice, wyjaśnił na czym polegają studia. Zamiast na polibudę zaczęłam się przygotowywać na ASP. Zaraz po maturze zdałam na studia, studiowałam najpierw 3 lata w Gdańsku,
później przeniosłam się na warszawskie ASP i tu zrobiłam dyplom z ilustracji.
Wszystko wyszło płynnie i w sumie robie to, co kocham i za to otrzymuję pieniądze.
Co Cię inspiruje do tworzenia?
J.M.: Cała dziedzina sztuki. Jeśli chcę zrobić ilustrację, oglądam rzeźbę, malarstwo, stare czy nowe, nie ma znaczenia. Nie obserwuje trendów w ilustracji, nie chcę się tym sugerować. Także wolę obejrzeć album z malarstwem renesansowym, rosyjską i polską awangardę lat 20-tych XX wieku, rzeźby socrealu, architekturę brutalistyczną czy nawet sztukę naiwną, która ma u mnie osobne miejsce w zimnym serduszku. Także interesuje mnie każda dziedzina sztuki, lubię nawiązywać i czerpać z tego, co było i filtrować to przez swoją wrażliwość. No i natura: morza, oceany, lasy, pustynie. Wyciszenie w naturze bardzo mi pomaga, dodaje mi sił na nowe zadania. Dlatego przed pandemią jeździłam co dwa miesiące na wakacje :-)
W jakiej technice tworzysz?
J.M.: Rysuje tuszem na papierze, maluje, wycinam, skanuję. Wszystkie ilustracje i
projekty robię najpierw analogowo. Bawię się stylem i formą. Cenie niepowtarzalną kreskę, cięcie, i fakturę, nie wyobrażam sobie pracy tylko digitalowej. Ale dużo mi daje póżniej praca w photoshopie na skanach oryginałów, więc miks technik i udoskonalanie digitalowe jak najbardziej. Najlepsze w pracy analogowej, jest to, że mam oryginały tej pracy, lub części składowe, które cenniejsze są od digitalowego projektu. Robiąc od początku cyfrowo łatwiej jest poprawiać w nieskończoność i udoskonalać prace w kompie czy na tablecie. Ja wolę stres, życie na krawędzi, rysunek tuszem, bez szkiców ołówkiem. Tylko taką zabawę w 100% szanuję.
Czym jest dla Ciebie kobiecość, bycie kobietą w dzisiejszych czasach?
J.M.: Możemy więcej (nadal niestety nie wszystko), możemy dyktować warunki, ale musimy przerwać ten ciąg patriarchatu szczególnie polskiego i syndrom matki polki. Nadal nawet w miejskim wyzwolonym społeczeństwie jest duży nacisk na
małżeństwa, robienie dzieci i przez ten pryzmat wytwarzane są opinię o kobiecie.
Dla mnie kobiecość to siła. Super, że dziewczyny w końcu sprzeciwiają się rygorom golenia, chudego ciała, make-upu, ubioru. Kobiecość powinna być i będzie różnorodna i żaden koleś nie ma prawa się w to wtrącać. To jest super. Jeszcze bym chciała unormować trądzik, bo ciągle się z nim zmagam, a nadal to temat tabu, więc czekam na jakieś instagramerki z pryszczami czy nierównościami twarzy. Także skoro pulchność jest ok, czemu nierówności skóry nadal nie?
Jak odnajdujesz się w dzisiejszej pandemicznej rzeczywistości? Masz na
nią jakąś swoją receptę?
J.M.: Czy pandemia czy nie, zwykle co jakiś czas alienuje się od swoich przyjaciół,
wyjeżdżam do rodzinnego domu w Sopocie, chodzę codziennie po plaży i z nikim
się nie kontaktuje. To jest moja rutyna po przebodźcowaniu towarzyskim i
pracowym w Warszawie. Także początek pandemii nic u mnie nie zmienił.
Siedziałam w Sopocie, łaziłam po lesie i plaży, jadłam niemiecką czekoladę o
smaku rumowym z ryneczku w Sopocie, rysowałam, klikałam. No i wszystko bez
FOMO, czyli to był dla mnie raj. Teraz jednak po prawie roku w takim odseparowaniu od przyjaciół trochę mi ciężko, całe szczęście, że mam pieska i chłopaka (w tej kolejności), z którymi mogę zimować, ale baaardzo mi brak małych domówek, spotkań na lunche i kolacji w knajpach. Mocno przestrzegam zasad lockdownu, ze względu m. in. na moją wiekową ciocię, którą staram się co jakiś czas odwiedzać, ale też mając na względzie innych. Nie wyobrażam sobie też innego zachowania. Byłam w mocnym szoku jak ludzie latem imprezowali, jakby jutra nie było, hashtagowali #postpandemia itp. Co gorsze robią to do dziś i mają gdzieś resztę starszej społeczności. To niepoważne. Także po takim czasie wykluczenia trochę mi ciężko, bo w ogóle nie karmie mojej ektrawertycznej strony. Polecam działać, porządkować szafki, przejrzeć i odciąć wszystkie subskrypcje, które nam ściągają hajs z konta, pracować, czytać, oglądać seriale, chodzić na spacery. Wykorzystać w pełni czas w domu. Serio, porządki w nietykanych szafach, spiżarkach czy szufladach i małe przemeblowanie odświeża i chatę i umysł. Wiem, wiem zestarzałam się.
Wszyscy teraz spedzamy czas glownie w domu - jakie inspirujace filmy lub
ksiazki nam polecisz?
J.M. Od lat zaglądam i wertuje Zeszyty Ciorana z 1957-72, to jest najlepszy dla niego czas, wyśmiewa siebie sprzed lat i też swoich czytelników. Mnóstwo ironii, depresji, gorzkiego sarkazmu i trollowania innych pisarzy, wszystko podane w postaci pamiętniczka a’la zbiór myśli. To jest moja biblia, najlepsza lektura na lato i plażę. Właśnie skończyłam też książkę „Krótka wycieczka na tamten świat” Julka Strachoty - świetna. Polecam książkę z moimi ilustracjami o polskich Upiorach „With Stake and Spade. Vampiric Diversity in Poland” Łukasza Kozaka, na razie w wersji anglojęzycznej na export. Przepięknie wydana. A w niej zapiski z 1500-1900 o wierzeniach ludowych w żywe trupy, które wstają z grobów, żeby męczyć rodzinę, zsyłać plagę na wioskę, nękać duchownych. Plus porady jak sobie z nimi radzić - odcinać głowy wkładać między nogi trupa, chować ponownie, pić z nich krew etc. Mega fajne. Serio.
Do oglądania. Wszystkim tym, którzy nigdy nie widzieli The Sopranos (bardzo mało ludzi na świecie), lub Ci, którzy widzieli, ale dawno: polecam obejrzeć wszystkie sezony w ramach „binge watchingu”. Ja tak zaczęłam pandemię w marcu i to był jeden ze szczęśliwszych okresów mojego życia. Oglądam teraz GLASS BLOWERS reality show na netflixie, lol. Lubie patrzeć na
dmuchane szkło, wygląda jak karmel i cukierki... Normal people - o jezu jaki poruszający serial. Denerwujący i dołujący, że po 30tce i po terapiach to nie ma już takich emocji w związkach. Człowiek staje się gruboskórny, ma więcej dystansu, lepsze doświadczenie, kategoryzuje szybciej zaburzenia u siebie i innych i przede wszystkim jasno komunikuje czego chce i jak się czuje, także wszystkie takie niewyartykułowane emocje, kiszenie ich i dramaty kochanków już za nim. Ach... nostalgia...
Świetnie też poczytać dramaty Harolda Pintera czy Jasminy Rezy. Uwielbiam te
niuansiki w ludzkiej komunikacji, niedopowiedziane emocje, napięcie i strach
bliskości i brak decyzyjności. Jest też kilka filmów na bazie tych dramatów np.
Betrayal z Benem Kingsleyem, polecanko. Śmieszny jest też serial Barry na hbo z moim ulubionym Billem Haderem. Polecam seriale na pandemie, inaczej dałabym listę filmów Bergmana, ale pewnie wyszłoby pretensjonalnie.